Katowickie perełki

Zatrzymajcie się na chwilę i spójrzcie w górę! Widzicie te piękne kamienice? Katowice to bez wątpienia miasto, które stało się bardzo atrakcyjne turystycznie. Oprócz nowych, szklanych wieżowców, wielu miejsc związanych z kulturą i sztuką, miasto zachęca do odwiedzin ze względu na zabytkową zabudowę placów i ulic. Katowice mogą pochwalić się jedynymi w swoim rodzaju perełkami architektonicznymi – nie ma takich nigdzie indziej! Klasycyzm, barok, moderna to tylko kilka z nurtów, które można rozpoznać na fasadach, w zdobieniach i na elewacjach budynków. Katowice miały duże szczęścia w okresie międzywojennym, gdyż działania militarne nie dotknęły ich znacząco swoim pazurem.

Oddając się beznamiętnie biegowi szarej rzeczywistości, pędząc przed siebie, nie zauważamy otaczających nas budynków, gmachów użyteczności publicznej, ulic, parków, zielonych skwerów. Jednak, jeśli uda nam się przystanąć na moment ujrzymy np. wspaniałą wille mieszkalną – siedzibę Zarządu Katowickiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej, kamienice mieszkalną przy ul. Wojewódzkiej 29 albo skromną nieruchomość przy ul. Stawowej, w której mieścił się „najwytworniejszy salon fryzjerski dla Pań- Luxea”. Przykładów jest wiele, a każdy budynek skrywa imponujące historie ludzi, którzy w nich żyli i pracowali. Niby zwykłe budowle, ale można je czytać jak historyczne eseje.

Kierując się pasją, chęcią szerzenia wiedzy, doświadczeniem i mając ku temu możliwości, chcieliśmy opowiedzieć Wam o wybranych, zwracających na siebie uwagę Katowickich Perłach architektury, które porozrzucane po wielkiej katowickiej aglomeracji mówią o tożsamości Górnego Śląska. Niektóre z nich pewnie mijacie w drodze do domu czy pracy.

 

  1. Turysta w zaczarowanym ogrodzie

W surowym projekcie bloków mieszkalnych zabytkowego Nikiszowca jest zapisana historia robotniczego śląska. W wyobrażeniach koneserów dziejów lat 20-tych wiele słyszy się opowieści o życiu społeczeństwa napiętnowanego pracą w szybach hut i kopalń. Ojcowie w pocie czoła zjeżali pod ziemię, aby wydobywać czarne złoto, ich żony w tym czasie doprowadzały do porządku charaktery swoich latorośli, dbając o ognisko domowe prawdziwie śląskiej rodziny.

Nikiszowiec rodził się w latach 1908-1919 jako osiedle mieszkaniowe dla pracowników kopalni Giesche. Powstało dziewięć budynków, tworzących kondygnację, które pomieścić miały setki mieszkańców, związanych bardzo często więzami pokrewieństwa. Suma wielopokoleniowych komórek złożonych z wielodzietnych małżeństw stała się etiudą doskonalącą ludzi do życia w symbiozie – konserwatywnej, ale pełnej uroku.

Czym zachwyca Nikisz? Przede wszystkim swoją prostotą. Ceglane budynki familoków, gdzie sporej wielkości okna otulone są czerwienią kwiatów tworzą wyjątkowy klimat zachęcający do spacerów. Warto na chwilę zajrzeć na zielone dziedzińce, które dawniej mieściły w swoich objęciach chlewiki, które wykorzystywano jako magazyny paszy lub jako parniki. Ponadto tereny zielone stawały się poletkiem dla nieletnich urwisów. Nikisz może pochwalić się pokaźnym rynkiem, neobarkowym kościołem, lodowiskiem, muzeum oraz licznymi punktami kulturowymi i gastronomicznymi. Wiele zabytków takich jak zespół szybu „Pułaski”, przyciąga turystów z całej Polski. Osiedle Nikiszowiec zostało również uznane za Pomnik Historii oraz jest ważnym punktem na Szlaku Zabytków Techniki.

Róg ulicy Szopienickiej i Krawczyka zajmuje, wchodzący w skład bloku II, jedyny trzypiętrowy budynek, w którym dziś oprócz mieszkań znajduje się restauracja „Śląska Prohibicja”, która zachwyca wspaniałym jedzeniem, 5 salami o industrialno – kolonialnym wystroju, alkoholami z całego świata, sceną z muzyką na żywo oraz spiżarnią i własną cukiernią. W jej pomieszczeniach pierwotnie mieściła się kantyna domu noclegowego dla samotnych górników. Obiekt nazywany niegdyś z niemiecka szlafhauzem (niem. Schlafhaus), w okresie międzywojennym oficjalnie funkcjonował jako „sypialnia”. Natomiast w czasach Polski Ludowej, gdy dobudowano mu trzecie piętro, zyskał miano Domu Górnika nr 1. Najprościej mówiąc, przez kilka dziesięcioleci był to po prostu hotel robotniczy. Mieszkali w nim przeważnie młodzi górnicy, którzy jeszcze nie zdążyli się ożenić, bądź ewentualnie żonaci mężczyźni, którzy w poszukiwaniu źródła utrzymania opuszczali rodzinną wieś, pozostawiając w niej rodzinę i powracając do niej jedynie na niedziele i święta. Ps. Gdybyście zgłodnieli podczas spaceru w Prohibicji serwują przepyszne dania kuchni śląskiej i nie tylko!

 

  1. Historia z Nowoczesnością

Teraz kilka słów o wzniesionej w 1893 roku, trzykondygnacyjnej kamienicy na planie prostokąta, wybudowanej z cegły, na obszernej działce, znajdującej się przy ul Jagiellońskiej. Na podwórzu posesji ulokowano chlewiki, wozownię z mieszkaniem, stajnię oraz szopę. Budynek jest podpiwniczony, o 7-osiowej fasadzie, okna w prostym obmurowaniu i gzymsami. Dawniej w kamienicy znajdowało się 12 mieszkań, po 4 na każdą kondygnację. W latach 60/70. XX wieku przeprowadzono gruntowny remont budynku. Obecny wygląd jest wynikiem kolejnego remontu – kamienica została unowocześniona i wyposażona m.in. w najnowsze technologie grzewcze.

Budynek przy ul. Jagiellońskiej został zaprojektowany na zlecenie Martina Skiby. Jego ojciec Benedict był bratem stryjecznym Casimira Skiby, słynnego, ostatniego polskojęzycznego sołtysa Katowic. Dziadek Benedicta i Casimira – Andreas Skiba – był wójtem Katowic. Sołtysami zaś byli jego synowie Jacob (ojciec Casimira), a następnie Lorenz. Sołtysem został też Casimir, syn Jacoba. Była więc to familia solidnie zakorzeniona w Katowicach, ale też mająca ogromną pozycję społeczną. Ta zaś związana była z ich statusem ekonomicznym. Byli oni posiadaczami znacznych obszarów katowickich. Ich ziemie ciągnęły się od Rawy wzdłuż ul. Francuskiej do Muchowca oraz Karbowej. Mogli zatem obdarowywać swe potomstwo solidnym wianem. Nie inaczej było z linią rodową Benedicta, stryja Casimira.

W niektórych źródłach pojawia się informacja, że istniejąca do dziś kamienica przy ul. Jagiellońskiej 13 jest domem rodzinnym Benedicta Skiby. W tej kamienicy miała się urodzić m.in. jego córka Antonina. Trudno w to uwierzyć, zważywszy, iż Antonina została ochrzczona w bogucickiej parafii św. Szczepana 4 lutego 1849 roku. W tym czasie murowane domy – i to zazwyczaj niższe – budowano przy głównych katowickich traktach. Dzisiejsza ulica Jagiellońska wtedy nie była jeszcze wytyczona. Można raczej przypuszczać, że trzykondygnacyjna kamienica powstała na bogatej ojcowiźnie Martina, który jako najstarszy syn ją odziedziczył. Jego młodsi bracia posiadali gospodarstwa vis a vis i wkrótce także postawili na nich wzorem Martina kamienice.

Rok 1849 zapisał się w dziejach Katowic tym, że sołtysem został Casimir Skiba. W tym samym czasie w Katowicach osiedlił się młody lekarz Richard Holtze, a zarządcą został Fredrich Grundmann, którzy uznawani są za ojców założycieli miasta Katowice. W 1855 roku Skiba przestał być sołtysem – dlaczego – nie wiemy. Nowym sołtysem wybrano ewangelika Louisa Trolla, mówiącego po niemiecku pisarza hutniczego, który stał się naturalnym łącznikiem między dworem, chłopami, a rosnącą rzeszą imigrantów pracujących w zakładach przemysłowych. Gdy więc w 1856 roku ustanowiono prawo dające prawo głosu nie tylko posiadaczom ziemskim, ale i zamożniejszym mieszkańcom struktura rady gminy także się zmieniała. W konsekwencji wystosowała ona kilku latach petycję do króla Prus, by wsi Katowice nadać prawa miejskie.

Wróćmy jednak do dóbr rodzinnych Benedicta Skiby. Gdy zmarł w 1874 roku, Martin, najstarszy syn, miał ledwo 18 lat. Dorastał wraz z młodym miastem i chyba jako jeden z pierwszych zagrodników zrozumiał, że z miastem trzeba się zrastać, tak jak jego przodkowie wrastali w role. Zatem, gdy rozbudowujące się Katowice przekroczyły linię kolejową i zaczęły rozrastać się w kierunku południowym, postanowił także postawić kamienicę. Wybudował ją wzdłuż wytyczonej, ale jeszcze nieistniejącej ulicy. Była to pierwsza kamienica stojąca przy dzisiejszej ul. Jagiellońskiej na wschód od ul. Plebiscytowej.

Ciekawostką jest to, że Martin Skiba nie mieszkał w kamienicy, którą wybudował. Nie sądziliście, chyba że zasobny zagrodnik, właściciel kamienicy, będzie mieszkał na 36m2 bez wygód? Dodatkowo w tak zwanej białej karcie miejskiego konserwatora zabytków jako autor projektu kamienicy widnieje R. Cieślik. W rzeczywistości zaprojektował on kamienicę dla Martina Skiby, ale jednopiętrową. M. Skiba wybrał jednak projekt kamienicy dwupiętrowej autorstwa Augusta Leuterbacha.

Postawiona solidnie, gdyż w swej pierwotnej, mieszkaniowej funkcji trwała ponad 120 lat. Przez te wszystkie lata była kilkukrotnie modernizowana, w 1907 roku została podpięta do wodociągów miejskich i skanalizowana, ubikacje powstały na półpiętrach, w powiększonej klatce schodowej.

Pod koniec lat 60. Lub 70. XX wieku kamienica została wyremontowana, Dokonano wtedy radykalnych zmian w ilości mieszkań. W miejsce dotychczasowych 12 powstało 6 wskutek połączenia dwóch mieszkań w jedno. Umożliwiło to nie tylko zwiększenie izb w mieszkaniu, ale także powstanie łazienek. Pozostawiono jednak piece kaflowe. W latach następnych lokatorzy zabudowywali i zajmowali na swoje potrzeby fragmenty klatki schodowej.

W 1996 roku kamienica przeszła do nowego właściciela, który planował rozbudować ją o nowe skrzydło wzdłuż ul. Królowej Jadwigi i zachowując funkcje mieszkaniowe unowocześnić tak, by przybrała formę luksusowych apartamentów. Jednak brak zgody miejskiego konserwatora zabytków na tak daleko idącą ingerencję w śródmiejską, historyczną zabudowę sprawił, że plany zostały zrewidowane. Powstały więc nowe, które zakładały już zmianę funkcji na biurowo-usługową.

Po wyprowadzeniu lokatorów parter został obniżony do poziomu chodnika, by to było możliwe dzięki zasypanym częściowo piwnicom. Jedynym śladem po dawnych poziomach pozostała klatka schodowa, z widocznymi schodami po wejściu od strony ulicy na dawny poziom parteru. Obecnie w dawnym poziomie parteru znajduje się nowo wykonana winda z dostosowaniem dla osób niepełnosprawnych pozwalająca dostać się na wszystkie kondygnacje znajdujące się w budynku. W nieruchomości wymienione zostały stropy drewniane na żelbetowe. Zmieniono układ pomieszczeń z wydzieleniem kuchni i sanitariatów na każdej kondygnacji poza strefę biurową. Elewacje oczyszczono i zakonserwowano. Zostały wymienione tynki, oświetlenie, stolarka okienna, podniesiono elewację wykonując ją ze szkła.

 

  1. Z głową w chmurach

Chcemy abyście wyobrazili sobie miasto, które w dwudziestoleciu międzywojennym rozwijało się z amerykańskim wręcz pędem i zaczęło rywalizować o miano stolicy przemysłu z takimi ośrodkami, jak Bytom czy Gliwice, wyprzedzając je znacząco w kilka dziesięcioleci. Skomplikowane losy historyczne, szczególnie w tym miejscu, zadecydowały, że to właśnie architekturą po I wojnie światowej próbowano manifestować nowe poglądy i uporządkować życie społeczne, obiecując lepsze jutro. Śląskie miasto miało stać się szybko prężną stolicą regionu, centrum administracyjnym, gospodarczym i kulturalnym.

W roku 1922 Katowice, wpisane w poczet polskich miast i obwołane stolicą autonomicznego gospodarczo i politycznie województwa śląskiego, budowały się niezwykle dynamicznie, do centrum ściągali wciąż nowi ludzie. Niestety szkody górnicze mocno ograniczały warunki budowlane, dlatego 15 czerwca 1924 roku Sejm Śląski uchwalił rozszerzenie granic i ustalono mapę tzw. „Wielkich Katowic”. Z niecałego tysiąca hektarów obszar wzrósł do ponad czterech tysięcy (trzy lata później datowane dokumenty w innej części Polski określają np. projekt Wielkiej Łodzi).

Nazwy „Wielkie Katowice” używano odtąd nie tylko w dokumentach oficjalnie, ale i w prasie, i w języku potocznym. Do miasta zaczęli zjeżdżać architekci gotowi na nowe wyzwania i gotowi na realizację swoich śmiałych projektów. Wyznawcy Le Corbusiera, wizjonerzy i bywalcy światowych wystaw. Do Katowic przybywa m.in. ponad 20 absolwentów różnych politechnik, głównie lwowskiej i warszawskiej, w tym tak uznani dziś twórcy, jak: Tadeusz Michejda, Karol Schayer, Eustachy Chmielewski, Zbigniew Rzepecki, Tadeusz Kozłowski, Witold Kłębkowski, Tadeusz Łobos, Leon Dietz d’Arma, Jan Graefe. Warto wspomnieć też Lucjana Sikorskiego, który kształcił się na politechnice w Berlinie, a wiedzę tę wykorzystywał od 1925 roku jako radca budownictwa miejskiego w Katowicach. Wkrótce nowinkom ze śląskiego miasta przeglądano się w całej Polsce i poświęcono im np. całe numery opiniotwórczego czasopisma „Architektura i Budownictwo”.

W tym czasie w architekturze na Śląsku działy się rzeczy nie tylko podobne do tego, co proponowano w Warszawie, ale i wdrażano rozwiązania nowatorskie na skalę Europy. Powstawały budynki jedno – i wielokondygnacyjne (w tym drapacze chmur), dedykowane całym społecznościom i indywidualnym mieszkańcom, do tego o różnym standardzie. Nowoczesnych rozwiązań architekci szukali w świecie, nierzadko zdarzały się sytuacje, że to urzędnicy wysyłali ich w delegacje po nowinki techniczne do Berlina, Amsterdamu, Frankfurtu, Eindhoven i Francji, gdzie realizowane były awangardowe koncepcje Le Corbusiera. Dodatkowo kryzys ogólnoświatowy wymusił nowe rozwiązania ekonomiczne – zaczęto częściej używać lokalnych, a nie importowanych z daleka, surowców, wykorzystując potencjał produkcyjny śląskiego przemysłu. I tak domy z żelaza i drapacze chmur o stalowych konstrukcjach po raz pierwszy w Polsce pojawiły się właśnie w Katowicach.

Śląsk, ta najbardziej amerykańska dzielnica Polski, wyprzedził inne dzielnice pod względem „pięcia się ku górze” mówili w tamtym okresie znamienici eksperci budowlani. To w Katowicach właśnie powstaje pierwszy wielopiętrowy budynek, jeden z najwyższych w Europie. Stal jest kośćcem budowli wielopiętrowej, toteż nic dziwnego, że Śląsk – ojczyzna polskiej stali – pierwszy buduje szkieletowe drapacze. Czternastopiętrowy budynek, który polecamy zobaczyć na żywo sprawił, że o Katowicach pisano śmiało jako o polskim Chicago.

Na fali sukcesu związanego z budową pierwszego budynku wysokościowego na ulicy Wojewódzkiej, przystąpiono do prac nad kolejnym, dwukrotnie wyższym. Prace koncepcyjne trwały wówczas, gdy pierwszy obiekt miał dopiero ukończony stalowy szkielet. Nowo powstający gmach miał pomieścić liczne urzędy (dwa Urzędy Skarbowe, Kasę Skarbową, Urząd Katastralny oraz Urząd Akcyz i Monopoli) oraz mieszkania dla pracowników Śląskiego Urzędu Wojewódzkiego. Ze względu na tak rozbudowaną funkcję architekt Tadeusz Kozłowski postanowił podzielić budynek na strefę urzędniczą i mieszkalną, rozróżniając je liczbą kondygnacji i podziałem elewacji.

Za konstrukcję katowickiego „drapacza chmur” odpowiadał Stefan Bryła, który był wówczas, najwybitniejszym konstruktorem w kraju. To właśnie z nim konsultowano najważniejsze projekty powstające na terenie całej Polski. Zaproponował on zastosowanie stalowego szkieletu, spawanego w części niższej, nitowanego w części mieszkalnej. Budynek stał się bardzo popularny, do tego stopnia, że był najbardziej rozpoznawalnym gmachem w Katowicach, chętnie fotografowanym i publikowanym na pocztówkach. Jego sława była podsycana przez Syndykat Polskich Hut Żelaznych, który w upowszechnieniu informacji o nowych możliwościach budowlanych stało upatrywał powiększenie rynku zbytu na wyroby górnośląskich hut. Budowa miała także znaczenie propagandowe, województwo śląskie pretendowało do miana prężnie rozwijającego się regionu o nowoczesnym obliczu.

Budynek dzieli się wyraźnie na dwie części, także ze względu na funkcję: do szóstego piętra ulokowano biura urzędów, w tym dwóch urzędów skarbowych czy wydział akcyz i monopoli, resztę stanowiły mieszkania. Gmach nie tylko zdobił np. pocztówki z Katowic, ale i stał się tematem jednego z filmów o budownictwie żelazno – szkieletowym, którego premierę pokazano w kinoteatrze Rialto w 1931 r. Budynek w najwyższej części ma 14 pięter, ale 17 kondygnacji (dwupoziomowe piwnice wykopane siedem metrów poniżej powierzchni terenu). Zaplanowano tu ponad 50 mieszkań, a w części urzędniczej prawie 90 pomieszczeń. Połowę powierzchni budynku drapacza zajmują mieszkania (od kawalerek po luksusowe sześciopokojowe). W piwnicach ulokowano kotłownię, pralnię, suszarnie mechaniczne, transformator, stację hydroforową czy magazyny urzędów i skarbiec kasy skarbowej. Dla wygody użytkowników drapacz wyposażony był w trzy windy: dwie dwuosobowe (w tym jedna szybkobieżna, zatrzymująca się od szóstego piętra) i jedną osobowo-towarową. Dom zaprojektowano z ogromną dbałością o detale, na etapie projektu przewidziano np. miejsce na centralę telefoniczną. Zachowała się do dziś częściowo typografia w oznaczeniach numerów mieszkań czy pięter. Ciekawostką dotyczącą lokatorów jest to, że w drapaczu lokale zajmowali m.in. reżyser Gustaw Holoubek i Kazimierz Kutz oraz pisarze Kalman Segal i Bolesław Lubosz.

 

  1. W Zielonej Kamienicy

Kamienica mieszczańska z roku 1914, dla katowickich mieszczan, wybudowana według projektu Antona Zimmermana przez firmę Robert Zimmerman’s Erben. Stosunkowo nowoczesna – posiadająca własne centralne ogrzewanie – kamienica była jedną z pierwszych tej klasy po południowej stronie torów kolejowych. Wprawdzie powstawanie zabudowy w tej części Katowic nie było żywiołowe, to jednak powstawały tu domy o różnym standardzie i dla różnych środowisk. Wtedy chyba jeszcze nie wiedziano, jakie grupy społeczne najlepiej „wpasują się” w nową część miasta. Ponieważ jednak początek XX wieku, to był okres dla Katowic i przybywało zasobniejszych lokatorów, zatem budowniczowie mogli się wykazać. Nawet lata I wojny światowej nie zatrzymały boomu mieszkaniowego. To nie pierwsza, o której mówimy, a która powstała w latach wojennych.

Zatrzymajmy się nieco dłużej na skrzyżowaniu dzisiejszej ulicy Mikołaja Kopernika z ulicami Michała Drzymały i Wincentego Styczyńskiego. Nie znamy innych przypadków, kiedy jeden właściciel miał wszystkie działki narożne na skrzyżowaniu ulic, a taka właśnie zbieżność wystąpiła w tym miejscu. Wcześniej powstała kamienica pod numerem 3 od strony ul. M. Kopernika. Wtedy jeszcze była ona zaprojektowana dla wszystkich „stanów”, miała mieszkania duże i luksusowe oraz mniejsze o niewysokim standardzie. W Kamienicy narożnej M. Kopernika 6/ M. Drzymały 2-4 mieszkania są już tylko dla zasobnych mieszczan, reprezentantów tworzącej się klasy średniej, wolnych zawodów itp. Tacy też ją zamieszkali, jednak trzeba pamiętać, że lata po Wielkiej Wojnie doprowadziły do wymiany mieszkańców w Katowicach. Zmieniali się nie tylko lokatorzy, ale i właściciele kamienic. Bardzo często byli to mieszkańcy Zagłębia Dąbrowskiego, w tym wypadku kamienicę przejął mieszkaniec Warszawy. Rozkład mieszkań: to mieszkania duże, liczące ponad 180m2 (w układzie 4,5 pokoi + służbówka + kuchnia + łazienka). Wprawdzie w „starej” części miasta, po północnej stronie torów kolejowych pod koniec XIX wieku budowano mieszkania 200 metrowe, a zdarzały się jeszcze większe, to jednak potrzeby, co do wielkości i standardu się zmieniały. Mamy centralne ogrzewanie, zatem pokoje uwolnione zostały od obecności pieca. Dzięki temu były lepiej ustawne i mogły być nieco mniejsze. Tak więc, aż tak wielkie mieszkania nie były już powszechnie potrzebne, to powierzchnia najmniejszego mieszkania w domu przy ul. Kopernika 6 i tak przekraczała 100m2.

Dom miał zróżnicowane elewacje, by uniknąć monotonnej pierzei, taki zabieg także maskował jego wielkość. Od strony ul. Drzymały, segment pod nr 4 jest nieco cofnięty, przez co unika podporządkowaniu się krzywiźnie ulicy. Dwie pierwsze kondygnacje mają po 3,5 m wysokości, następnie po 3,4 m. Brak piano nobile wskazuje, że wszystkie mieszkania były na wynajem. W domu tym możemy zauważyć typowe rozwiązanie stosowane w tamtych czasach – chociaż wejścia do kamienic były od ulicy, to klatki schodowe chowano od podwórza, by nie zabierać miejsca od frontu dla reprezentatywnych pokoi. W tym wypadku nie było to z korzyścią dla lokatorów segmentu od ul. Kopernika, bo to klatka miała południową ekspozycję, zaś pokoje wychodziły na północ i nie widziały słońca. Jednak to nie przeszkadzało lokatorom. W roku 1925 kilku lokatorów – nie wiemy czy tak wyszło, czy była to zorganizowana akcja – zasypało Policję Budowlaną skargami na nieczynne centralne ogrzewanie. Właściciel ripostował, że to przecież lokatorzy nie chcieli, aby ten system ogrzewania był stosowany, więc gdy kocioł się zepsuł – nie reperował go. Tłumaczenie nieco pokrętne, ale coś na rzeczy być musiało, bo gdy w końcu go naprawiono, wielu nie chciało go używać, tłumacząc zwiększonymi kosztami tego „luksusu” twierdząc, że własne piece są tańsze. Czasem jednak – można by sądzić – mieszkańcy podejmowali zbyt daleko idące środki. Gdy w jednej z klatek przepaliła się żarówka przy wejściu, to angażowano posterunkowego, który raportował przodownikowi na komisariacie o potencjalnym niebezpieczeństwie, ten zaś słał meldunek do Policji Budowlanej z poleceniem podjęcia interwencji u administratora, by żarówkę wymienił. Po 1945 roku zapewne znów wymienił się zestaw lokatorów, a z pierwszych lat powojennych znaleziono tylko jedną skargę na brak trzepaka na podwórzu. Z biegiem lat, kiedy okolica stała się reprezentacyjną częścią miasta, potencjał handlowy także się zmieniał. Nie wiemy jednak, kiedy przerobiono mieszkania na parterze na lokale handlowe i usługowe, ale zrobiono to nad wyraz dobrze, tak że obecnie kamienica wygląda jakby od początku miała wielkie witryny.

Obecnie, w gmachu w większości zajmują apartamenty na wynajem Hornigold „W Zielonej Kamienicy”. W cieplejszych miesiącach ściany budynku od strony dziedzińca są porośnięte liśćmi tworząc wyjątkowy klimat. Od strony dziedzińca znajduje się także brukowany parking i klimatyczny kącik z wypożyczalnią rowerów i ławką. W tym budynku przy ul. Kopernika 6 mieści się także biuro spółki Śląskie Kamienice.

 

  1. Święty w Katowicach

Kamienica przy obecnej ulicy św. Jana 10 powstała w 1865 roku, postawiona na planie prostokąta z obszernym podwórzem od wschodu. Miała wówczas wymiary 10,32 m na 13,65 m i trzy kondygnacje. Często o obecnej kamienicy pisze się, że powstała na miejscu innej z 1865 roku. Czy tak rzeczywiście było, trudno teraz orzec. W dość obszernych teczkach, które zachowały się w Archiwum Miejskim, znajdują się pierwotne i późniejsze plany domu, nie ma śladu o budowie nowej kamienicy. Trzeba jednak przyznać, że nie ma tez planów rozbudowy. Tak więc nie możemy napisać jak i kiedy kamienica doczekała się obecnego wyglądu.

Na chwilę obecną przy ul. św. Jana stoi pięciokondygnacyjny budynek, z dwoma skrzydłami oficyn, które półkoliście zamykają podwórko, Nakryty jednospadowym dachem obiekt posiada elewację frontową licowaną cegłą, flankują ją dwa ryzality. Na pierwszej i ostatniej osi usytuowano dwukondygnacyjne wykusze, niegdyś dochodzące pod dach. Wykusze „podtrzymują” figury orłów, w stylistyce orłów rzymskich. Trudno orzec, kiedy powstały i dlaczego architekt uznał, że będą stosowniejsze od zwyczajowo realizowanych kariatyd czy atlasów. Czy związek miał patron ulicy? Kamienica przecież stoi tuż przy pomniku św. Jana. Orzeł jest wszak atrybutem św. Jana Ewangelisty, jeśliby tak było, to kolejny argument do stwierdzenia, że to Ewangelista jest patronem, a nie św. Jan Nepomucen, A o to, który ze świętych jest patronem, co jakiś czas pojawia się dyskusja.

Elewacja posiada tynkowane detale architektoniczne. Na wysokości drugiego piętra na osi środkowej umiejscowiono balkon z kutą balustradą, istniejącą do dzisiaj. Zdobienia elewacji to m.in. orły podpierające wykusze, dekoracje z motywami antropomorficznymi nad oknem trzeciej kondygnacji oraz elementy roślinne; elewacja wyróżnia się strefami ceglanymi w kolorze czerwonym i jasny ugier.

Pierwotnie kamienica – podobnie jak przylegająca od północy kamienica pod nr 8 – należała do nieznanego bliżej Fenscha, później do D. Königsberga. Nazwisko to pojawia się wśród członków zarządu gminy synagonalnej, D. Königsberg był nim w latach 1884-1885, oraz wśród członków kolegium reprezentantów, tam w latach 1866-1894 znajdujemy Salomona Königsberga i – na przełomie XIX i XX wieku – H. Königsberga. Z tego okresu wiemy bardzo mało o kamienicy.

Plany z 1887 roku, wykonane już dla Roberta Czieslika, nowego właściciela, zakładają rozbudowę oficyny od strony północnej i wschodniej, tak, by domknąć ją z istniejącą już od strony południowej oficyną, którą planowano przerobić z atelier na wozownię i stajnię. Wtedy też wyburzono lokatorskie komórki (tzw. chlewiki), jakie stały w podwórzu. Ich likwidacja ułatwiła połączenie oficyny od strony północnej z domem frontowym. Komórek tych było siedem, można więc przyjąć, że tylu najemców miała kamienica.

W oficynie północnej urządzono jadalnię, zapewne dla kawiarni i restauracji Adalberta (Wojciecha) Bieli, która jest pod tym adresem wykazana w spisie mieszkańców z 1897 roku, a która miała również sale od ulicy. Sale frontowe zajmuje od stu lat apteka św. Jana, zaś dawną jadalnię zajęła obecnie piwiarnia, i to jedyny łącznik dzisiejszej kamienicy z tą sprzed lat stu lat. W roku 1897 kamienicę zamieszkiwali m.in.: szewc Karol Grzywocz, krawiec David Deseife, krawiec Samuel Kleemann, dentysta Wacław Otulicz, kupiec Siegmund (prowadzący sklep w domu przy Johannsesstrasse 12 -14), fotograf Julius Opitz oraz introligator Harl Hirsch.

W budynku w 1903 roku istniał już hotel Frieser, prowadzony przez Ottomara Friesera, który był po Robercie Cziesliku właścicielem budynku do 1910 roku. Zapewne to on nadbudował piątą kondygnację. W 1911 roku kolejni właściciele – a byli nimi bracia Marcus, kupcy, pod których zarządem hotel nazywał się Residenz – rozpoczęli rozbudowywać lokalne handlowe na parterze, powiększając je w głąb budynku. W tym samym roku nabudowali atelier fotograficzne i urządzono tam restaurację. To dzisiejsza sala teatralna teatru Ateneum.

W dwudziestoleciu międzywojennym przy ul. Św. Jana 10 mieścił się hotel pod nazwą Wypoczynek, który większą popularność zyskał wynajmowaniem sal dla spotkań i zebrań różnych stowarzyszeń, niż miejsc noclegowych. Początkowo w hotelu spotykały się niemieckie stowarzyszenia, m.in. Deutsche Katholische Volkspartei, Verband Oberschlesischer Techniker, Verband der Weibl. Handels – und Büroangestellen czy Christliche Gewerkschaften). Nieco później hotel zaczął pełnić funkcje biurowe. W 1935 roku siedzibę miały w nim różne instytucje, np. Związek Pracodawców Przemysłu Budowlanego, Wolny Cech Murarzy, a także sklepy: skład sukna Józefa Edelmanna, skład kapeluszy H. Markowicza oraz skład gorsetów Angeliki Tauber. W kamienicy mieszkał znany lekarz dr med. Julian Kalter. Popularność zyskała Apteka Świętego Jana powstała w latach 20. XX wieku, należąca do p. Nowoziemskiego. W 1945 roku w kamienicy powstał klub szachowy Organizacji Młodzieży Towarzystwa Uniwersytetu Robotniczego. W roku 1950 wprowadził się Śląski teatr Lalki i Aktora „Ateneum”, założony w 1945 roku, który dawną salę restauracyjną przerobił – nie bez kłopotów i prób eksmisji z tej lokalizacji – na widownię, bufet zaś na zascenie. Później urządzono obszerne foyer. Po kapitalnym remoncie w 2000 roku teatr został przystosowany dla osób niepełnosprawnych. Do 2008 roku w kamienicy mieścił się także odział rejonowy Polskiego Towarzystwa Emerytów, Rencistów i Inwalidów. Kamienica obecnie należy do miasta Katowice i jest z zarządzie KZGM. Po 1989 roku, kiedy zniesiono ograniczenia w powstawaniu stowarzyszeń, organizacji i partii politycznych w budynku tym znajdowały się siedziby wielu z nich. Przez długi czas, aż do końca I dekady XX wieku, były tu biura Sojuszu Lewicy Demokratycznej i posłów wybranych z list tej partii.

W 2008 roku przeprowadzono remont elewacji kamienicy oraz bramy wjazdowej. Podczas prac odkryto historyczne malowidła na suficie przejazdu, a także fragment kamiennej balustrady. Odsłonięte zostały plastry z głowicami i bazami. Całość przykryta była wcześniej betonem komórkowym oraz pustakami. W tym czasie, po przeprowadzonych badaniach, wskazano na konieczność kompleksowej modernizacji. Polecono wyłączenie z eksploatacji części kamienicy z powodu groźby zawalenia stropów.

Modernizację przeprowadzono między kwietniem 2013 roku a lutym 2015, według projektu Mariusza Zjawionego. Ponieważ budynek wskutek wielu przeróbek miał pogmatwaną komunikację wewnętrzną, zaplanował on utworzenie alternatywnej – wobec dotychczasowej – komunikacji pionowej i poziomej, obsługującej wszystkie piętra, zarówno kamienicy frontowej, jak i oficyn. Pomysł opiera się na wykorzystaniu przestrzeni wewnętrznego podwórza jako miejsca na postawienie szybu windy, z której na poszczególnych piętrach prowadzą trapy do kolejnych pomieszczeń rozlokowanych w kamienicy lub oficynie. W tym celu wyburzono dobudówki przy oficynach, a całego podwórko zadaszono, przez co powstało atrium. Cała konstrukcja komunikacyjna wykonana została ze stali, aluminium, szkła bezbarwnego i matowego, ma futurystyczne formy i zdecydowanie odróżnia się od ponad stuletnich zabudowań. Ponadto remont objął wymianę wszystkich drewnianych stropów na stropy żelbetonowe, a także wymianę instalacji. Pomieszczenia zostały zmodernizowane tak, aby można było w nich prowadzić działalność biurową, gastronomiczną itp. Piwnice zostały pogłębione, a także odgrzybione i zaizolowane przeciw wilgoci, zaś oficyny od południowej strony nadbudowane. Remont zakończono 31 stycznia 2015 roku, budynek, podobnie jak przed remontem, nie pełni już funkcji mieszkalnych. Obecnie na parterze prowadzona jest działalność gastronomiczna, również można ta znaleźć: bary, oddział Instytutu Pamięci Narodowej, Związek Polskich Artystów Fotografików. Plany rozbudów, przebudów wykonywały znaczące firmy budowlane Katowic. Niestety, nie wiemy, kto zaprojektował budynek i kto mu nadał ostatni kształt. Kamienica pod numerem 10 była jedna z pierwszych w Katowicach, która posiadała kanalizację, założono ją w 1884 roku. Było to możliwe, gdyż od lat 70. XIX wieku ten fragment miasta był skanalizowany. Stało się tak, bowiem w kamienicy u zbiegu ob. ulic Staromiejskiej i św. Jana niejaki Jan Kuchars (Kucharz) prowadził pierwszą w mieście rzeźnię. W jej podwórzu utworzono studzienkę, którą nieczystości spływały kanałem do hutniczego stawu. I do tego kanału pobliskie budynki się podłączały.

Compare Listings

Tytuł Cena Status Typ Powierzchnia Cel Sypialnie Łazienki